Czyli o frytkach można?
Oto przepis na GENIALNE frytki:
1. musicie być BARDZO głodni spedzając czas u kolegów (np. ogladając jakiś nudny film...).
2. Potem musicie wpaść na pomysł żeby chcieć zjeść frytki (np. "ale bym żjadł frytek... takych usmażonych i wogóle...").
3.Moje motto, a zarazem przysłowie brzmi: "Z braku raku i rak ryba" więc nie posiadając własnych ziemniaków, gotowych frytek, etc. musicie iść do sąsiada na pole po młode ziemniaki (prosto z pola, oczywiście polecam nocne pory...)
8.Ten punkt służy... Nie służy do niczego.
4.Przyniesione ziemniaki należy obrać, lub zachęcić do tego koleżanki które z wami przebywają (zachęcanie polega na wymuszeniu pracy, poprzez wypowiedzenie magicznego zaklęcia: "to nie będziecie jadły...")
5.Wielką patelnię zalać olejem i wstawić na dość mocny gaz (piekarnik czy co tam też sie nada, ale nie polecam mikrofalówki).
6.Obrane ziemniaki wrzucić bezczelnie i arogancko na skwierczący na patelni olej i odsunąć się (koniecznie). Zakryć patelnię (znalezioną w zlewie) pokrywką.
7.Odczekać około 1-20 minut. (Polecam zaglądanie pod pokrywkę w odstępach czasu nie większych niż 15 sekund)
9.Zciągnąć prawie gotowe frytki z patelni, osuszyć (czymkolwiek), posolić (sól musi być widoczna na frytkach) i przed zjedzeniem upewnić się czy są jadalne (znaleźć "szalonego łeksperymantatora").
10.Zjeść frytki, część rozsypując grubiańsko na podłogę.
Życze smacznego (na pewno się przyda to życzenie
)!